Posiłki na wakacjach czyli coś o nas samych

Rzecz będzie o jedzeniu z głębszym przesłaniem, jak to Życie Inżyniera wygląda.

Miałem przyjemność spędzić trochę czasu w jednym z „tych lepszych” hoteli w Polsce – luksusy, dobre jedzenie, szycht, blichtr i wygody. Spektrum osobowości, a czasem osobliwości, ukazywał niejako aktualny obraz Naszego nieco lepiej sytuowanego społeczeństwa:

  1. Parę osób, których styl i sposób bycia powodował, że wchodząc do pomieszczenia następowała cisza(w pozytywnym znaczeniu);
  2. Mnóstwo „normalnych” ludzi;
  3. Biznesmeni z przyspawanymi do ucha telefonami wraz ze swoimi zbyt młodymi towarzyszkami;
  4. SUV-rodzinki, czyli małżeństwa z dziećmi i nieprzyzwoicie drogim SUV-em (SUV określa ich sposób bycia i życia)
  5. Rodziny spędzające czas ze sobą bardziej z przymusu, niż z chęci wykorzystania tego czasu i wydanych pieniędzy.
  6. Bogate małżeństwa z dzieckiem typu „wyalienowany i rozpuszczony”. Czyli mama z tatą na SPA, baseny i rozrywki, a dzieciak sam, obłożony sprzętem za ładnych kilka tysięcy i ubrany za nieprzyzwoicie wysoką kwotę. Sposób bycia dziecka roszczeniowo-narcystyczny(gdy odłączy się na chwilę od gadżetów);
  7. Nowobogaccy, których wysoki stan konta nie odpowiadał niskiemu stanowi kultury, stroju i zachowania.

Dobra….

Temat jest o jedzeniu z przesłaniem, bo jedzenie w takich hotelach to papierek lakmusowy tego, co wynieśliśmy z bardzo zamierzchłych już czasów. Posiłki można brać w pewnych opcjach. Jedną z opcji jest „Elite Wypas”, czyli żarcie o dowolnej porze, do pokoju lub na sali z kelnerem, drugą jest „Full Wypas”, czyli posiłki w postaci szwedzkiego stołu(preferowane przez większość –także mnie).

Powiem jedno, mnogość fantastycznych potraw i spektrum dań do skomponowania był niesamowity. Nie myślcie przy tym, że to taki typowy szwedzki stół z kolonii w podstawówce czy w podrzędnym nadmorskim hotelu/pensjonacie. Prawdopodobnie mamusia i żona Ci tego nigdy nie ugotowała, a gdy wybieracie posiłek w restauracji, jest to ta strona w menu, którą nazywacie: „za drogo”/”nigdy tego nie jadłem”.

Czyli mamy możliwość zjeść coś wyjątkowego, czego nigdy nie mieliśmy w ustach, nazwa potrawy brzmi jakoś „obco/drogo”, a w cenie pobytu jest możliwość zjedzenia posiłku wartego w restauracji ładnych parę złotych.

Co zatem robimy? Komponujemy z zamysłem potrawy z przystawkami? Rozmawiamy z kucharzem nt. proponowanego zestawu? Czy zdajemy sobie sprawę, że kuchnia przygotowuje kilka zestawów dań, idealnie pasujących np. obiad w różnych wariantach, w konfiguracji starter-zupa-główne-deser?…..Wydawałoby się to oczywiste!

A jak to wygląda? Wymienione na początku towarzystwo, mające w większości obycie, układa stos – z każdej kupki po trochu, niosą przed sobą zdobycz wojenną. Stosy bez ładu i składu, wyglądające tak, jakby za komuny rzucili na tacę mięcha ze skwarkami i śmietaną. Pomijając wygląd wizualny, zastanawiałem się, jakie wrażenia smakowe miałbym wpierdalając wykwintnie ulepione pierogi, zagryzając to łososiem w sosie z arbuza oraz mięsem z dzika i frykasami z grilla, a to wszystko polane sosem z zupełnie innej parafii?

Chyba przypomnę tekst o „obecności w życiu”.

Jak można nie docenić tego, za co się zapłaciło i po prostu „żreć”? Wiem, wiem, my Polacy mamy przyzwyczajenia, bo gdy na wakacjach nad morzem, było tylko HB(śniadanie+obiad), to trza się było nawalić na cały dzień i szkoda wydać te 10-ęć zeta na bułkę, bo przecież do piwka i fajek braknie. Ale na Boga! Jak wydajesz kilka tysięcy za tygodniowy pobyt w luksusie i możesz jeść wszystko i o każdej porze – sorry, ale nie ogarnia tego mój mały rozum Inżyniera.

Możesz powiedzieć, że czepiam się i sodówka w głowie, ale pamiętaj:

Tak jak robisz cokolwiek – tak robisz wszystko!